Największa bitwa Potopu szwedzkiego! Trzy armie. Trzy dni starć. Ponad 50 tysięcy wojskowych. Wszystko to, by obronić Stolicę… Upamiętnione w złocie przez wybitnego, gdańskiego medaliera. Tylko czemu jego awers zdobi brandenburski elektor?
„Zdradziecki elektor czołem do nóg RP uderzył”
I choć powyższy fragment „Potopu” Henryka Sienkiewicza mógłby sugerować coś innego, to odpowiedź nie pokrzepi patriotycznych serc. To nie była jedna z tych bitw, z których możemy być dumni. Nie. W lipcu roku 1656 polskie wojska przegrały, mimo liczebnej przewagi. A jednym z wygranych został on:

FRID[ericus] WILH[elmus] D[ei] G[ratia] MAR[chio] & EL[ector] BRAND[enburgensis]
Fryderyk Wilhelm z łaski Boga margrabia i elektor brandenburski
Człowiek, który w czerwcu 1656, podpisując traktat w Malborku, dołączył do plądrującej Polskę armii szwedzkiej. Włączył się do Potopu… a i tak ten pruski medal odnajdujemy w słynnych, polskich zbiorach. Dlaczego?
Co ma wspólnego z Polską?
Jest on z nią związany z Polską zarówno personalnie, jak i historycznie.
Przede wszystkim jest dziełem Jana Höhna młodszego. Gdańskiego medaliera uznawanego za jednego z najwybitniejszych artystów swojej epoki. Sygnował on go swoim monogramem (IH) u dołu rewersu. Miał go stworzyć w okresie pracy u elektora, w Berlinie bądź Królewcu. Z resztą portretem tym bezpośrednio odwołuje się do innego ze swoich medali (z roku 1640 na hołd dziedziczny w Królewcu).

Z resztą w stronie portretowej rękę Höhna też wyraźnie czuć. Wystarczy spojrzeć na zbieżności stylistyczne donatywy Fryderyka Wilhelma, z bardzo zbieżnymi stylistycznie donatywami Jana Kazimierza. Poniżej prezentujemy dwie z nich: tę ze zbiorów MNK na pierwszym zdjęciu (datowaną na 1666 rok), czy tą będącą typem bez daty (według zdjęcia w „Złocie Wazów” Jarosława Dutkowskiego).

Upamiętnia on największą bitwę okresu potopu szwedzkiego. Bitwę pod Warszawą, której poświęcę kolejny rozdział.
Był też włączany do polskich zbiorów.
Przeczytać możemy o tym m.in. w dziele Karola Beyera. Wydał on w roku 1857 „Gabinet medalów polskich oraz tych, które się dziejów Polski tyczą„. Było to wydawnictwo uzupełniające słynne dzieło hrabiego Raczyńskiego. Pod pozycjami 98 i 99 odnajdujemy w nim dwa medale Fryderyka Wilhelma wybite dla upamiętnienia Bitwy pod Warszawą.

Obydwa z rewersem bitym tym samym stemplem, różniące się rysunkiem awersu. Co jednak ciekawe, o ile ten drugi (nr 99) był odbitką złotą, wagi 5 dukatów, tak ten pierwszy (nr 98), z popiersiem jak na bohaterze wpisu, był jedynie odlewem w cynie ze zbioru autora.
Medal tego typu, w srebrze, do zbioru włączał również inny słynny numizmatyk tego okresu – hrabia Emeryk Hutten-Czapski. Odbitkę wagi czterech dukatów, ze śladem po zawieszce, ma z kolei Muzeum Narodowe w Krakowie (do obejrzenia w zbiorach cyfrowych tutaj).

Bitwa, o której wszyscy czytali…
… ale nie wszyscy pewnie już dziś o tym pamiętamy ;). Dlaczego? Gdyż jest ona jedną z bitew, które są tłem losów bohaterów drugiego tomu Trylogii Henryka Sienkiewicza.
Jak przedstawiał ją autor „Potopu”? Warszawa pojawia się w niej jeszcze, gdy była w rękach szwedzkich. Przed odbiciem jej przez polską armię. Gdy chorągiew laudańska wydać „miała na ów widok radosny okrzyk„, a dwanaście tysięcy litewskich piersi miał krzyknąć „Nam honor!… Wyżeniem Szweda ze stolicy!!„
I rzeczywiście. Wojska polsko-litewskie zdobyły Warszawę 1 lipca. Przy okazji czego dostaliśmy barwny opis szwedzkiej armii: „Jakoż było do przewidzenia, że będą bronili się zapamiętale. Warszawa bowiem służyła im dotychczas za skład zdobyczy. Wszystkie niezmierne skarby, złupione po zamkach, kościołach, klasztorach i miastach w całej Rzeczypospolitej, przechodziły do stolicy, skąd wyprawiano je partiami wodą do Prus i dalej do Szwecji…„

Czytając powyższy tekst należy mieć jednak świadomość „fabularyzacji” losów w Potopie, jak też silnego ducha patriotyzmu, jaki wypływa z kart tej książki. Po dokładny przebieg Bitwy pod Warszawą i jej znaczący wpływ na losy Europy warto sięgnąć już w opracowaniach stricte historycznych.
Radość nie była długa…
Nawet nie miesiąc później, gdyż już 27 lipca, armia szwedzka, wsparta m.in. kawalerią i piechotą Fryderyka Wilhelma, stanęła pod Warszawą, by kolejnego dnia rozpocząć atak. I pomimo sukcesów naszej armii w pierwszym dniu, ostatecznie Jan Kazimierz zdecydował o wycofaniu wojsk. Doprowadziło to do przegranej bitwy, ale zapobiegło wielkim stratom. Przynajmniej jeżeli chodzi o armię, gdyż zdobyta przez Szwedów ponownie stolica, została okrutnie zgrabiona.
Na szczęście udało się Polakom ostatecznie wypchnąć Szwedów z kraju. Co pięknie ponownie ujął Henryk Sienkiewicz:

Nie szczędząc przy tym Fryderykowi Wilhelmowi:
„…zdradziecki elektor, korny przed silnym, zuchwały przed słabszym, czołem do nóg Rzeczpospolitej uderzył i Szwedów bić począł„.
Co może mówić nam samo wykonanie…
Bitwę pod Warszawą uznaje się za jeden z kamieni milowych w drodze do przerwania lennej zależności Prus. Była ona też, jak podkreślają historycy, pierwszym, wielkim zwycięstwem pruskiej armii w Polsce. Nie jest więc zaskoczeniem upamiętnienie jej w formie złotych medali (o wagach między 3-5 dukatów).

Różne awersy tego samego rewersu – źródło Marciniak, Kuenker, Sincona
Przy czym ciekawa wydaje się być tu subtelność tego przedstawienia. Szczególnie w kontekście autorstwa gdańszczanina, Jana Höhna młodszego. W końcu nie ma tu ani bezpośrednich odniesień w legendzie otokowej, ani w przedstawieniach. Nie ma jasnego wskazania przegranej Rzeczpospolitej.
Sam napis otokowy Beyer tłumaczył: OPUS HIC ERAT ARBITRO – było to dziełem rozjemcy (nawiązanie to istotnej roli armii elektora), MOX MOX RESTINGVI IUVAT – następnie spodobało mu się uśmierzyć.
Podobnie mocno symboliczne jest przedstawienie, które wymaga znajomości kontekstu dla poprawnej jego interpretacji. Wszak na piersiach orłów nie widniejszą herby, a sama scena bitwy nie obfituje w charakterystyczne dla Warszawy punkty. Jej powiązanie z wydarzeniami z 1656 miało miejsce już w początkach XVIII wieku (w jednym z niemieckich opracowań życia Fryderyka Wilhelma). Na aukcji Sally Rosenberg z roku 1909, gdzie pod pozycją 404 sprzedawana była odbitka wagi 4 dukatów, rewers tego medalu opisano jako przedstawiający: Bitwę pod Warszawą, nad którą widzimy dwa walczące orły (Polski i Szwecji) i wznoszącego się nad nimi, ukoronowanego, orła brandenburskiego. I te okazję wybicia uznaje się do dziś.
Dla tego rewersu znane są odbitki różnej wagi, ale również w połączeniu z innymi stemplami awersu. Analizując stan stempla rewersu, niniejsze popiersie było najprawdopodobniej najwcześniejsze. Pokazane egzemplarze 5 dukatów z aukcji Kuenker 331 (górny) i 5 dukatów z aukcji Sincona 51 (dolny) mają na rewersach drobne pęknięcia i wykruszenia nieobecne na niniejszej sztuce.
Numizmat z długą proweniencją…
Ilustrowany w tym wpisie medal wagi 5 dukatów to pozycja z proweniencją sięgającą początków XX wieku. To medal pochodzący z kolekcji Strothera, sprzedawany na aukcji w 1920 roku, a jeszcze wcześniej Killischa von Horna (aukcja Hess, Frankfurt, 1904 r.). Jaki kolejny zbiór ozdobi, przekonamy się już 1 lutego 2025!
W pełnej krasie, włącznie z video, mogą go Państwo podziwiać na łamach:
_______________________
25 aukcja Marciniak
Pozycja 5242.
Cena startowa: 60 000 zł.